Wiara…
Straciłam ją. W zeszłym tygodniu męczyłam się próbując napisać ładny tekst który miał być rozwinięciem zrobionego przeze mnie komentarza, ale po prostu nic mi nie wychodziło.
– Jestem beznadziejna – pomyślałam. Nigdy mi się nie uda napisać jakiegoś sensownego zdania, nie wspominając o całym wpisie. Powinnam dać sobie spokój z tym całym blogowaniem i wrócić do robienia zakupów, gotowania obiadów, prania i sprzątania. To jest przynajmniej dla mnie wystarczająco łatwe. Nie to, co pisanie. Pisanie jest zbyt trudne. Ciągle pamiętałam te wszystkie piękne wpisy, które ostatnio przeczytałam. Nigdy nie będę potrafiła tak pisać.
Po obiedzie wymyłam naczynia i rozpaliłam ogień w kominku. Płomienie tańczyły wesoło i w pokoju zrobiło się przyjemnie ciepło…
…i nagle napięcie, jakie czułam od kilku dni, po prostu mnie opuściło. Poczułam, że wypełnia mnie ogromny Spokój. Spokój, który w jakiś sposób chciał mi powiedzieć, że nie muszę być nikim innym, niż jestem, że robienie błędów nie jest niczym złym, tak jak niczym złym nie jest pisanie po prostu tak, jak umiem.
I znowu odzyskałam moją wiarę…
Tyle delikatności i uroku jest w Twoich postach.
Smutno mi , że ja tak nie potrafię…..
PolubieniePolubienie
Bardzo dziękuję za miłe słowa, Marysiu!
Cieszę się, że podoba Ci się mój wpis. Ja zawsze mam wrażenie, że to jest nie dość dobre 🙂
PolubieniePolubienie